czwartek, 25 października 2018

Ród wampirów. Rozdział 3.

Rozdział 3.

Przed klasą było już wiele osób, wśród nich Bartek w towarzystwie Karoliny, Dominiki i Pauli, naszych klasowych lalek barbie.  Były ubrane w różowe bluzki z głębokim dekoltem, różowe minispódniczki, w których można zamarznąć i miały czarne szpilki na dziesięciocentymetrowym obcasie. Trzepotały zalotnie rzęsami i śmiały się sztucznie, a wszystko po to, aby zwrócić na siebie uwagę Bartka, lecz on nie wyglądał na zainteresowanego. Podeszłam do Oli, którą lubiłam najbardziej, ponieważ była skryta tak jak ja, nie wypytywała mnie o rodzinę i nie była ciekawska. Spoglądała na Bartka tęsknym wzrokiem, ale była zbyt nieśmiała, aby do niego podejść. – Podoba ci się Bartek? – Tak i to bardzo – mówiąc to, westchnęła, po raz kolejny spojrzała na niego, a następnie na mnie. Jej oczy wyrażały ogromny smutek. – Może podejdziesz do niego i wyrwiesz z rąk tych harpii? Na pewno będzie ci wdzięczny. – Chciałabym, ale bardzo się denerwuję. Jestem pewna, że powiem coś głupiego. Poza tym nie mam u niego żadnych szans. Jestem brzydka, a on jest nieziemsko przystojny – odgarnęła kosmyk włosów za ucho i z żalem spuściła wzrok. – Jesteś dla siebie zbyt surowa, jesteś bardzo ładna i możesz spodobać się każdemu chłopakowi, a najważniejsze, że jesteś inteligentna, sympatyczna i dowcipna. Jedynie idiota mógłby tego nie docenić – starałam się, aby Ola uwierzyła w siebie i odezwała się do Bartka. Mi też on się podobał, ale nie na tyle, żeby go podrywać, zwłaszcza teraz, gdy dowiedziałam się, że podoba się Oli, zresztą związek powinien opierać się na szczerości, a ja nie mogłabym powiedzieć mu prawdy o sobie. Za to on i Ola pasowali do siebie idealnie. Moje rozmyślenia przerwał dzwonek na lekcje, do mnie i do Oli podeszli Rafał i Krzysiek – klasowi żartownisie, którzy mieli dziwne pomysły. Nie chcieli wyznać, co tym razem strzeliło im do głowy, ale zapewniali, że nas zaskoczą. Rafał był wysoki, mocno umięśniony, miał śniadą cerę i krótkie włosy, a posturą przypominał niedźwiedzia. Krzysiek był od niego niższy, chudszy i miał jaśniejszą karnację, ale i z nim nie miał ochoty nikt zadzierać ze strachu, że nie pokona go w bójce. W pewnej chwili poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Odwróciłam się, żeby sprawdzić kto i okazało się, że to Bartek. Zawstydzony tym, że to zauważyłam spuścił wzrok i udawał, że słucha tego, co mówią do niego dziewczyny. Gdy zjawił się spóźniony nauczyciel, wszyscy weszli do klasy, lecz wcześniej poczułam jeszcze, że ktoś na mnie patrzy i wiedziałam nawet kto. Usiadłam na krześle wyciągnęłam zeszyt, piórnik, podręcznik i położyłam torbę na ziemi. – Mogę tutaj usiąść? – przy krześle obok stał Bartek i czekał na odpowiedź, przeszywając mnie wzrokiem, przez co zaczęłam się peszyć.  Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się nad odpowiedzią, nie wiedziałam czy to dobry pomysł, aby koło mnie usiadł, skoro postanowiłam, że nie będą nas łączyły żadne bliższe relacje, nawet koleżeńskie, ale z drugiej strony co mogłoby się stać w trakcie krótkiej rozmowy, przecież nie zrzucę go z krzesła za pomocą telekinezy, chociaż mogłabym. – Jasne, proszę – starałam się aby mój głos zabrzmiał pewnie, choć nie było to łatwe, bo nadal nie spuszczał ze mnie wzroku. – My się jeszcze nie znamy. Bartek. – Anastazja. – Miło mi. Wyciągnął do mnie rękę na przywitanie, a ja swoją, gdy jej dotknął odsunął dłoń gwałtownie. – Przepraszam za moją reakcję to przez to, że twoje dłonie są lodowate. Może jesteś chora? – miał zmartwioną minę pytając, a w jego wzroku można było zauważyć troskę i to o mnie, co było dla mnie miłym zaskoczeniem. – Nie, wszystko w porządku, po prostu mi zimno – patrzyłam na moje dłonie i starałam się, aby nie poznał, że kłamię. Tak naprawdę zawsze miałam zimne dłonie, była to jedna z cech, którą odziedziczyłam po ojcu. – Możesz mi coś powiedzieć o nauczycielach i tego jak uczą? Chciałbym się czegoś dowiedzieć. – Najbardziej lubiani są pan od WOS-u pan Łebski i nauczyciel historii pan Kozłowski, nazywany przez uczniów generałem. Pan Łebski jest bardzo sympatyczny i chętnie pomaga uczniom, jeżeli czegoś nie rozumieją, ponieważ to lubi. Generał jest surowy, ale dobrze uczy i przygotowuje do matury, a lekcje z nim są ciekawe. Przynajmniej tak słyszałam, bo nie mamy lekcji z nim tylko z panią Łabędź. Choć moja wypowiedź trwała dłuższą chwilę Bartek słuchał mnie z niesłabnącym zainteresowaniem, przez cały ten czas nie przestając na mnie patrzeć. – Gandalf to też nauczyciel? – Jaki Gandalf? – spytałam i zmarszczyłam czoło zaskoczona pytaniem, nie miałam pojęcia o kogo mu chodzi. – No ten z siwą brodą i długimi siwymi włosami. Ubrany w czarną skórzaną kurtkę i takie same spodnie. Jeżdżący na motorze. – A tak, uczy matematyki w niektórych pierwszych klasach. Gandalf... fajną ksywkę dla niego wymyśliłeś – uśmiechnęłam się do niego, a on zrobił to samo. – A zdarza się na lekcjach coś ciekawego lub śmiesznego? – zapytał Jak na zawołanie w tym samym momencie Krzysiek stanął na ławce, krzyżując nogi i splatając ręce nad głową jakby zamierzał odtańczyć fragment z Jeziora Łabędziego. Uniósł głowę z udawaną powagą, a po wszystkim usiadł na swym miejscu. Po sali rozniósł się odgłos tłumionego śmiechu, nauczyciel obejrzał się po sali, a ponieważ nie dostrzegł nic dziwnego wrócił do rozwiązywania zadania na tablicy. Po Krzyśku nadeszła kolej na Rafała, ten postanowił podnieść poprzeczkę i wykonał tę samą pozę na biurku. – Rafale co ty wyprawiasz? – spytał pan, nakrywając mojego kolegę, gdy ten wracał do ławki. Rafał stanął jak wryty, głowiąc się nad odpowiedzią. – Szukam długopisu – stwierdził z ogromnym przekonaniem, po czym na klęczkach podnosił wszystkie plecaki w poszukiwaniu zaginionego przedmiotu. – Wystarczy tej szopki. Weź drugi długopis – rozkazał nauczyciel, powoli tracąc cierpliwość. – Ale ja nie mam innego – powiedział Rafał z żalem. – To pożycz jakiś od kolegi. – Ale to był mój szczęśliwy długopis. Muszę go znaleźć. Bartek rozbawiony całą sytuacją zaczął się śmiać po cichu tak, że go nie było słychać, a ja nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam gromkim śmiechem. – Anastazjo, może powiesz nam co cię tak rozśmieszyło, czyżby zadanie było takie zabawne? – zapytał nauczyciel, poprawiając okulary i patrząc na mnie ze złością. Choć dopiero trzy lata temu ukończył studia i był młodym nauczycielem, to był bardzo wymagający i patrzył na nas swoimi szklistymi wąskimi oczami z wyraźną pogardą. – Nie, to nic takiego. – To może zajmiesz się czymś pożytecznym i rozwiążesz zadanie na tablicy? – A ty Rafał siadaj. Wystarczy tych żartów, chcę słyszeć jedynie ciszę. Wstałam, szykując się na rzeź niewiniątek i pałę w dzienniku, ale na szczęście uratował mnie dzwonek. – Dziś ci się upiekło, ale następnym razem możesz nie mieć tyle szczęścia – ostrzegł mnie, jednocześnie marszcząc brwi. – Zaczekajcie jeszcze chwilę i zapiszcie prace domową. Po napisaniu co jest zadane wyszliśmy z klasy i poszliśmy w stronę sali, w której miała być kolejna lekcja. Zauważyłam machającego Owidiusza i Bognę opartą o jego ramię, więc do nich podeszłam. – Cześć siostra. Kim jest ten chłopak, z którym rozmawiałaś i który się do ciebie uśmiechał? Czyżby to był twój chłopak? Jestem ciekaw co na to powie Duncan.
– Owidiusz przestań – Bogna spojrzała na niego wymownie, szczypiąc go w ramię. – Nie przejmuj się jego słowami on tylko żartuję. – Tak, wiem. Bartek to jedynie kolega. – Więc tak się to teraz nazywa. Jestem trochę stary, więc wybacz mi, ale nie nadążam za dzisiejszą młodzieżą. Przyłożyłam dłoń do jego czoła z miną specjalisty. – Choć bredzisz nie jesteś chory i nie masz gorączki. Cudownie, po prostu jesteś sobą – powiedziałam z sarkazmem. – Ja tu się o ciebie martwię. Przyszedłem specjalnie po to, żeby sprawdzić czy nie czujesz się opuszczona, a ty tak się odwdzięczasz – otarł oczy udając, że faktycznie moje słowa go uraziły. – Ale ci się nie dziwię, bo widzę, że masz miłe towarzystwo. – Chodź idziemy. Zobaczymy się w domu – powiedziała Bogna, ciągnąc Owidiusza za rękaw. – Ale ja chcę poznać kolegę Anastazji, może niedługo zostanie moim szwagrem – zawołał, znikając na schodach. Pokręciłam głową, spoglądając na sufit. Dlaczego nie mogę mieć mądrzejszego brata. Doprawdy nie wymagam zbyt wiele. – Z kim rozmawiałaś? – spytał Bartek, patrząc tam, gdzie jeszcze niedawno stałam. – Z bratem i kuzynką. – A masz jeszcze jakieś rodzeństwo? – Tak. Trzy adoptowane siostry i poza tym mieszka jeszcze z nami dziadek i Marcel,który jest bratem kuzynki którą przed chwilą poznałeś i narzeczonym mojej najstarszej siostry. Możliwe, że będziesz miał okazję kiedyś z nimi porozmawiać. Bo wszyscy chodzą do tej szkoły. – Dziadek też? – zażartował i natychmiast jego twarz rozpromienił uśmiech. – Nie. Wątpię, by się dobrze czuł w liceum. – To pewnie często przytrafiają się nieporozumienia, skoro masz tak dużą rodzinę. – Nawet nie wiesz jak często. To była całkowita prawda. Zdarzało się, że gdy kłóciłam się z Owidiuszem, aż się iskrzyło i Duncan, aby nas uspokoić żartował, że przez nas zawali się dom. Miał w tym pewną słuszność, bo rzadko obywało się bez zniszczeń. Ukucnęłam na podłodze, a obok mnie usiadł Bartek. Dalej opowiadałam mu o szkole, o tym kogo lubię, a kogo nie i o tym co mnie interesuje. Dziwiło mnie to, że opowiadałam mu o sobie z taką łatwością, wcześniej, gdy z kimś rozmawiałam po paru minutach następowała niezręczna cisza, bo nie wiedziałam co powiedzieć albo przypominałam sobie, że powinnam się pilnować, aby nie wygadać za wiele... Jednak z Bartkiem było inaczej, choć znaliśmy się krótko. W jego towarzystwie czułam się wyjątkowo dobrze, tak jakbyśmy zostali przyjaciółmi już jako dzieci. – Mój przyjaciel – pomyślałam z zadowoleniem, ponieważ dotąd nie miałam przyjaciół i to była dla mnie nowość – Coś się stało? – spytał Bartek, kładąc swoją dłoń na mojej i tym razem nie odsunął jej gwałtownie. – Nie, wszystko w porządku. Co tam masz? – spytałam z zainteresowaniem spoglądając na czarny futerał leżący obok Bartka. – Skrzypce. – Umiesz grać? – spytałam z niedowierzaniem.
– Tak. – Mogę je zobaczyć? – wyciągnęłam rękę, aby je dotknąć. – Nie – krzyknął Bartek i chwycił mnie za rękę. – Przepraszam – powiedział już normalnym tonem. – Są dla mnie bardzo cenne i nie pozwalam ich nikomu dotykać, aby nikt ich nie zepsuł. – Nie zepsułabym, ale ci się nie dziwię. Na twoim miejscu też bym o nie dbała, skoro są dla ciebie ważne. – Nawet nie wiesz jak bardzo. Ratują mi życie. Zdziwiło mnie, że jest aż tak przywiązany do skrzypiec, ale ja umiałam grać jedynie na nerwach, więc ciężko mi było stwierdzić co się czuje, gdy się gra na prawdziwym instrumencie. – A ty, gdzie się wcześniej uczyłeś? – W różnych miejscach. Mój ojciec jest pisarzem i archeologiem, dlatego często się przeprowadzaliśmy. Mieszkałem w różnych miejscach: w Pradze, Helsinki, Nowym Jorku, Utah, Londynie, Tokio, na Alasce i w wielu innych. Najwięcej, bo cztery lata w Berlinie. – O czym są książki twojego taty? – O wampirach. Na wieść o tym zaczęłam się krztusić kawałkiem kanapki, którą akurat jadłam i Bartek musiał mnie poklepać po plecach. Postanowiłam, że będę ostrożniejsza, aby nie stać się bohaterką kolejnej książki jego taty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz