poniedziałek, 29 października 2018

365 powodów, by zostać. Rozdział 5, 6 i 7.

Jesteśmy zbyt niedoskonali, by razem być.
Samotni pomimo odczuwanego ogromu miłości.
Pomimo różnic.
Jesteśmy tacy sami.
Żyjemy tymi samymi pragnieniami.
Gdybym mogła, ofiarowałabym ci wszystko.
Całą bezwarunkową miłość.
Lecz, czy zechcesz ją przyjąć.

Siedziałam w bibliotece, przeglądając książki do kolokwium z redakcji i edytorstwa, gdy usłyszałam skrzypienie drzwi. Uśmiechnęłam się do siebie. Zaparło mi dech, jeszcze zanim się odwróciłam i okazało się, że faktycznie nadchodzi.
Szymon usiadł nieco  dalej ode mnie  i uśmiechnął się ukradkiem, kiwając przy tym głową na przywitanie.
- Dzień dobry - wyszeptał.
- Dzień dobry -  wyszeptałam, odpowiadając tym samym.
Po chwili spuścił wzrok, przeglądając strony, jakiegoś czasopisma, więc także wróciłam do robienia notatek, jednakże nie mogłam się na nich skupić. Po kilku nieudanych próbach skupienia uwagi na czytaniu i spoglądania na Szymona dałam za wygraną. Wrzuciłam zeszyt do torby, zgarnęłam wszystkie książki i zwróciłam bibliotekarce, tym samym odzyskując legitymację po czym wyszłam nieco zawiedziona. Nie uszłam za daleko gdy poczułam czyjeś pospiesznie kroki. To był Szymon. Zwolniłam kroku, aby mógł mnie dogonić, jednocześnie starając się nie ponieść zbytnio emocjom, nie mogłam sobie pozwolić na tak gwałtowne zmiany nastroju. Nie przy mojej chorobie.
- Dzień dobry, Pani Kingo.
- Dzień dobry, Panie magistrze Zdanowski.
- Czemu pani tak szybko wyszła coś się stało jakoś Panią uraziłem?
- Może pana zdziwię jednakże nie wszystko kręci się wokół pana. - stwierdziłam,  zbyt agresywnie. - To znaczy przepraszam, to nie pana wina. Tylko czasem robimy sobie niepotrzebnie nadzieję i wyobrażamy sobie rzeczy, które nigdy nie będą miały miejsca.
- Pani Kingo. Ja… - zaczął i niespodziewanie złapał mnie za dłoń. Jednakże szybko mu przerwałam, wygrywając swoją dłoń z uścisku. Nie chciałam niepotrzebnie się zawieźć.
- Nie trzeba. Tak jest dobrze.  - powiedziałam tylko na pożegnanie, nawet na niego nie patrząc tłumiąc, przy tym usilnie łzy. -Wiedziałam, że choćbym nie wiem jak chciała, nie mamy szansy być razem. Dlatego postanowiłam jak najszybciej zdławić w sobie tę miłość.

Chociaż moja miłość.
Staje się coraz słabsza.
Coraz mniejsza.
Prawie niewidoczna.
Dla oczu.
Dla serca.
Dla mnie.
Wciąż jest najważniejsza.

Siedziałam obok Bogny, reagując prawidłowo do danej sytuacji. Czyli śmiałam się i wzdychałam, gdy pozostali. Wszystko jednak było wymuszone. Nie wiedziałam nawet po co dałam się wyciągnąć z domu.
Jak na złość oczywiście musiał się zjawić.
- Oby tylko nie podszedł- pomyślałam z nadzieją,  ale oczywiście podszedl, bo musiał, jakżeby by było inaczej, w końcu nas znał.
- Dobry wieczór.
- Dobry wieczór panie magistrze.
- Dobry wieczór pani Kingo.- przywitał się, zwracając się tylko do mnie, jednakże moja złość nie zelżała
- Dobry wieczór. - powiedziałam przez zęby, nawet na niego nie patrząc.
- Wszystko dobrze panie magistrze? - zapytali tłumnie koledzy i koleżanki z roku. Widać było, że bardzo go lubią.
Wszystko w porządku. - odpowiedział jednak wydawał się nieco zasmucony.- - Może przysiadzie się pan do nas. Prosimy. - odezwali się tłumnie, ja jednak milczałam. Obrażona już tylko z zasady.
- Nie wiem czy wypada zaczął jednocześnie spoglądając na mnie pytająco. Jednak starałam się na niego nie patrzeć.
- Poza tym właściwie jestem umówiony ,ale chyba mogę przysiąść, chociaż na chwilę.
Jak zapowiedział tak zrobił, rozsiadł  się wygodnie, na własne ryzyko o tyle daleko ze mogłam go jedynie mordować wzrokiem.
Był jednak tak uroczy, ze długo nie mogłam się gniewać i po chwili zaczęłam się szczerze uśmiechać, a nawet wybuchałam co jakiś czas gromkim śmiechem pokładając się przy tym na stole.
Mój dobry humor popsuło dopiero nadejście jakiegoś pijaczka, który zaczął do mnie wyrywać i usilnie ciągnąć do tańca, na co nie miałam ochoty, przynajmniej nie z nim.
- Nie słyszałeś pani nie chce z Tobą zatańczyć. - odezwał się nagle pan Szymon wyraźnie czymś zezłoszczony.
- Może zapytamy ja. - wybełkotał z trudem, amant za 3.50.
- Nie chce. Z Tobą tańczyć.
- No chodź mała nie bądź taka nieśmiała. - powiedział, ciągnąc mnie za rękę.
- Odwal się- zawołał niespodziewanie Szymon, jednocześnie odpychając podchmielonego adoratora. ratując mnie tym samym.
Zebrani patrzyli na niego z zaskoczeniem, kompletnie nie wiedząc co zrobić, a on po prostu wyszedł bez słowa.
- Natychmiast wybiegłam za nim.
Ponieważ po prostu nie mogłam postąpić inaczej. Nie mogłam zostawić.  go samego w takiej chwili.
- Miałem nadzieję, że pani wyjdzie i będziemy mieli okazję porozmawiać. - odezwała się, okazało się ze stoi tuz za progiem.
- A ja miałam nadzieję, ze pan zaczeka.
- I zaczekałem.
- A ja wyszłam.
Na chwilę uniosły się jego kąciki ust i jak zawsze przemycił ukradkiem specjalnie dla mnie swój serdeczny uśmiech, teraz jednak nieco przygaszony.
Idąc. Krok w krok, co jakiś czas spoglądaliśmy na siebie w milczeniu.
- Przepraszam bardzo Panią za dzisiejsze zachowanie. Nie miałem prawa. Nie jest pani niczyja własnością. A już zwłaszcza moją. - odezwał się w końcu, jako pierwszy.
- Jestem bardzo panu wdzięczna za wsparcie. Ale jeśli pan chce możemy o wszystkim zapomnieć.
- Myślę że tak będzie lepiej. Wie pani co. Bardzo kocham poezję.
- Też kocham poezję.- przyznałam się szczerze. Nie wiedząc jednak do czego dąży ta rozmowa.
- Wiem o tym. Pani Kingo. Dlatego jest mi tym trudniej. - wyznał, jeszcze bardziej zawiedziony i wówczas wszystko stało się jasne.

Ja i ty.
Mamy, tylko siebie nawzajem.
Wspólnie, możemy, zmierzyć się z całym światem.
Choć osobno jesteśmy słabi.
Razem nadal silni.
Jedno miejsce.
Jeden świat.
Wciąż tak wiele łączy nas.
Nie pozwól, by umarło,
To, co czujemy.
Wciąż dla siebie jesteśmy stworzeni.
Wciąż dla siebie jesteśmy stworzeni.

Siedziałam jak na szpilkach z niepokojem wypatrując swego ukochanego wykladowcy, który jednak nie nadchodził, gdy już praktycznie straciłam nadzieję zobaczyłam jak wchodzi.
Odetchnęłam z ulgą po czym uśmiechnęłam się do niego poprzez łzy wdzięczności i miłości. Także odpowiedział mi uśmiechem.
Po czym usiadł na przeciwko.
Mogłam rozpocząć swoje spotkanie autorskie.
Przywitałam się i opowiedziałam o
sobie, przemycając, co jakiś czas zabawne anegdoty ze swego życia, po czym zaczęłam czytać swoje wiersze. Wszystko szło bez zarzutu do momentu gdy zaczęłam czytać wiersz ,, Tylko mnie kochaj"
- Jak się pani czuję.
Wydawać, by się mogło.
Słowa tak banalne.
A jednak z ich powodu.
Nie potrafię o panu zapomnieć.
To jedno zdanie.
Mój umysł odtwarzal na okrągło.
Jak kasetę audio.
Pragnę, tylko z Tobą być.
Sposób, w jaki wypowiadasz moje imię i się uśmiechasz.
Sprawia, ze o jedno Cię proszę.
Tylko mnie kochaj.
Wiersz był skierowany specjalnie dla Szymona, a on w środku wypowiedzi wyszedł, nawet na mnie nie spoglądając.
Poczułam się gorzej niż po spoliczkowaniu.
Wstałam jak oparzona, przerywając spotkanie, by wszystko wyjaśnić jak najszybciej. Na szczęście wkrótce go dogoniłam i chwyciłam za rękę, aby nie mógł dalej odejść.
- Dlaczego pan wyszedł. Co było takie ważne, że nie mógł pan zostać do końca?
- Powinna pani tam wrócić. Czekają na Panią.
- To nieistotne.
- Dla mnie owszem.
- A dla mnie nie. Pójdę tylko niech pan najpierw powie, co było ważniejsze ode mnie.
- Nic nie jest ważniejsze od Pani.  w tym sęk. To zaszło za daleko.
Gdy tylko usłyszałam te słowa podeszłam bliżej, by go pocałować, jednak odepchnął mnie delikatnie.
- Nie powinniśmy tego robić.
- To tylko jeden pocałunek.
- Oboje wiemy, że na tym się nie skończy.
- Mogę odejść ze studiów, jeśli w tym problem.
- Nie chcę by odchodziła pani ze studiów. Nie chcę też by odeszła Pani z mojego życia, powiedział całując mnie w końcu.
Zatraciliśmy się w tym pocałunku, by dzięki niemu raz na zawsze  się odnaleźć.
- I co będzie teraz? - zapytałam przekręcając się na bok, gdy już przestaliśmy się ze sobą kochać.
- W sensie?
- Co ze studiami?
- Myślę, że studenci i profesorzy będą musieli jakoś zaakceptować to, że jesteśmy razem
- Chcesz żebym była twoją dziewczyną?
- Dziewczyną, narzeczoną, żoną. Biorę wszystko, albo nic. Przy tobie nie da się żyć tylko w połowie.
- Nawet nie próbuj. Od początku daje ci z siebie wszystko. Właśnie na tym polega, szczera, kompletna i bezwarunkowa miłość.
- Aż tak mnie kochasz?
- Inaczej bym nie potrafiła. Nie ciebie.
- Ja tez kocham Cię bezwarunkowo.
- Wiem to. Czuję, to  i widzę, za każdym razem, gdy tylko przechodzisz obok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz