czwartek, 25 października 2018

Ród wampirów. Rozdział 2.

Rozdział 2.

Obudził mnie budzik w telefonie. Była ósma rano. Byłam strasznie niewyspana, ponieważ zasnęłam dopiero koło piątej.  Rozciągnęłam się na łóżku po czym zdjęłam ubranie, które wyprasowałam wczoraj i powiesiłam na drzwiach szafy. Czekało mnie rozpoczęcie kolejnego roku szkolnego, z tego powodu założyłam białą bluzkę z długim rękawem i czarną spódniczkę. Aby podkreślić talię i ładnie wyglądać zapięłam w pasie czarny pasek. Nie miałam ochoty wychodzić z domu, ale niestety nie miałam innego wyjścia. Zeszłam do kuchni, zjadłam śniadanie, po czym włożyłam do torebki notes i długopis, aby napisać plan na pierwsze dni, ponieważ później jak zwykle się zmieni.  Założyłam balerinki, szary płaszcz i wzięłam parasolkę, ponieważ było chłodno i było możliwe, że później będzie padać, co mnie cieszyło, ponieważ dzięki temu nie musiałam się martwić, że będę się źle czuła. Za to nie byłam zadowolona, że już skończyły się wakacje i rozpoczynałam naukę w trzeciej klasie w III. Liceum Ogólnokształcącym Był to bardzo ważny rok w moim życiu, ponieważ czekały mnie ważne wydarzenia – studniówka o ile na nią pójdę, a nie byłam przekonana, ponieważ nie miałam partnera, a nawet jakbym znalazła kogoś z kim chciałabym pójść, to nie mogłabym z nim spokojnie tańczyć, bo gdy tańczę z chłopakiem strasznie się denerwuję i potykam o własne nogi przez co nie mogę się skupić na muzyce ani na krokach, tylko myślę o tym, żeby się nie wywalić, co jest dosyć dziwne, bo gdy tańczę z innymi w kółku nie mam problemów z koordynacją. W maju miało nastąpić kolejne ważne wydarzenie, czyli matura, którą bardzo się denerwowałam głównie przez to, że musiałam zdawać na maturze matematykę, a nie cierpiałam matmy. Nie wiedziałam jak sobie dam radę, ale miałam nadzieje, że uzyskam wynik, z którego będę zadowolona. Poczekałam na Judytę, Marysię, Marcela i Weronikę i razem wsiedliśmy do Volkswagena Golfa VI, nie było z nami Owidiusza z Bogną, bo uczniowie drugiej klasy mieli wcześniej rozpoczęcie. Kierował Marcel, bo miał prawo jazdy i lubił prowadzić, a ja nie i jakoś nie śpieszyło mi się do zdawania prawka. Gdy nie miał mnie kto zawieźć jeździłam autobusem lub tramwajem i ani trochę mi to nie przeszkadzało, bo miałam wtedy czas na przeczytanie książki lub naukę. Przed szkołą nikogo nie było, niektórzy byli w środku, a część uczniów jeszcze nie dotarła. Dziwnie się czułam po wakacjach. Nie miałam pojęcia co czeka mnie tym razem i czy wydarzy się coś ciekawego w moim życiu. Dwie rzeczy były pewne – to że moja szkoła w niczym się nie zmieniła i że znów spotkam tych samych nauczycieli i znajomych z klasy. Budynek nie wyglądał tak jak przeciętne szkoły. Nie był szary i ozdobiony napisami związanymi z klubami sportowymi tylko żółto-kremowy, a obok niego było duże boisko, pływalnia i park, co miało swoje złe strony: gdy było ciepło zamiast skupiać się na nauce spoglądałam tęsknie na park, a chłopcy myśleli tylko o tym, by jak najszybciej pograć w piłkę nożną. Weszłam do środka, pożegnałam się z rodzeństwem, umówiliśmy się, że zobaczymy się później i od razu przeszłam do sali gimnastycznej, w której miał się odbyć apel. Wiele krzeseł było już zajętych, na szczęście udało mi się znaleźć wolne miejsce i usiadłam w gronie osób z mojej klasy. Obejrzałam przedstawienie, z którego niewiele zrozumiałam, ponieważ nie było słychać co mówią osoby w nim występujące, następnie pani dyrektor wygłosiła dłuuuugą i usypiającą mowę powitalną. Ogólnie była to godzina wycięta z życia i jedna z najgorzej wykorzystanych. Niestety przetrwanie akademii to nie wszystko i czekała mnie jeszcze druga część rozpoczęcia roku, tym razem w klasie. Podążyłam za tłumem uczniów, kierując się na pierwsze piętro szkoły. W sali każdy zajął swoje miejsce. Panował ogromny hałas przez toczone rozmowy. Jak zawsze usiadłam w pierwszej ławce w środkowym rzędzie ze względu na to, że to było najmniej lubiane miejsce i założyłam nogę na nogę. Siedziałam sama częściowo przez to, że jestem typem samotnika i nie lubię zbytnio rozmawiać z innymi, a częściowo przez to, że jestem dhampirem, muszę to ukrywać i nie mogę nikomu zaufać. Dobrze, że wyglądałam całkiem zwyczajnie. Byłam szczupłą ciemną blondynką średniego wzrostu, wiele razy słyszałam, że jestem ładna, ale ja uważałam, że jestem przeciętna i jest wiele dziewczyn ładniejszych ode mnie. Wyróżniałam się jedynie dzięki bladej cerze, pełnym ustom, odrobinę skośnym oczom i źrenicom, które były większe niż u większości osób i przez nie niektórzy uważali, że jestem narkomanką, choć nawet nie palę papierosów i nie piję kawy, chociaż możliwe, że
myśleli tak przez to, że często jestem zamyślona i patrzę wtedy w jeden punkt niewidzącym wzrokiem. – Miło mi, że mogę was przywitać po wakacjach. Mam nadzieję, że dobrze się bawiliście, odpoczęliście i będziecie się pilnie uczyć – wychowawczyni powitała nas, uśmiechając się do nas życzliwie. Była niską, pulchną kobietą w średnim wieku, o owalnej twarzy, serdecznym spojrzeniu i nigdy nie znikającym szerokim uśmiechu. Była ubrana w szaro-niebieski kostium składający się z marynarki i długiej spódnicy. – Chcę wam przedstawić nowego ucznia, który dołączy do nas – Bartłomieja Chameides, jestem pewna, że choć przybył późno do naszej szkoły znajdzie wśród was wielu przyjaciół i będziecie dla niego życzliwi Byłam mile zaskoczona słysząc, że pojawił się nowy uczeń, bo do tej pory chodziło do mojej klasy sześciu chłopców i to na dodatek nie w moim typie, a za to Bartek był przystojny. Miał brązowe włosy z odstającą grzywką, opaloną na jasny brąz skórę i zielone oczy, a największymi jego zaletami był uśmiech jak z reklamy i mięśnie doskonale podkreślone, dzięki obcisłej białej koszuli, które wskazywały, że dużo ćwiczy. Nie tylko mi się spodobał, innym dziewczynom i Michałowi też. Można to było poznać po ich minach i przez to, że wpatrywali się w niego jak w obrazek. Wiedziałam to, też dlatego, że miałam dobry słuch i słyszałam o czym inni mówią nawet wtedy, gdy szeptali sobie coś do ucha. Bartek przeszedł między ławkami i zajął miejsce w ostatniej ławce przy oknie, przy której nikt nie siedział, przez co wywołał smutek u osób, które miały nadzieje, że usiądzie z nimi i będą miały okazję go poznać, ale ja nie należałam do tego grona, bo wolałam, aby trzymał się ode mnie z daleka, bo mogła mu się stać przy mnie krzywda, zwłaszcza, gdybym straciła kontrolę nad własną mocą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz