poniedziałek, 29 października 2018

365 powodów, by zostać. Rozdział 3.

Jak ogień i lód.
Jak zachód i wschód.
Jak cień i blask.
Jak bieguny dwa.
Tak odlegli sobie.
Jesteśmy ty i ja.
A mimo to.
A mimo to.
Magnetyzm naszych serc.
Przyciąga nas do siebie.
Wciąż na nowo.
I nie jesteśmy w stanie zapomnieć.
O tym, co między nami jest.

Nadeszła pora fuksówki, która miała na celu zintegrować studentów twórczego pisania. Już znałam parę osób dlatego odważyłam się wybrać, pomimo choroby wciąż byłam bardzo towarzyska. Na moją decyzję wpłynęło też miejsce, w którym miała się odbyć fuksówka, czyli instytut kulturoznawstwa.
Weszłam do środka rozglądając się w koło. Sama nie rozumiejąc dlaczego szukałam wzrokiem magistra Szymona, jednak nigdzie nie mogłam go znaleźć. Żałowałam jednocześnie, że nikt nie zapyta mnie o zdrowie. Z jakiegoś powodu polubiłam jego standardowe, codzienne pytanie.
- Dobry wieczór pani Kingo.
Usłyszałam zza pleców.
Wzdrygnęłam się zaskoczona niespodziewanym przywitaniem wyrwana z swych myśli.
Chociaż szukałam go wzrokiem, a fuksówka była przeznaczona dla wszystkich, w tym także dla wykładowców, zdziwiłam się, że go spotykam akurat w tym momencie, gdy o nim pomyślałam.
- Dobry wieczór Panie magistrze. Nie spodziewałam się, ze pana tu zastane.
- Niby dlaczego? Bardzo lubię imprezy. I przyznam się w tajemnicy, że nie najgorzej tańczę. - powiedział żartobliwie, stając naprzeciwko.
- Z chęcią zobaczę. - powiedziałam dziwiąc się swojemu nagłemu przypływowi odwagi, na co pan Szymon odpowiedział ukradkowym uśmiechem.
Wtem ktoś pociągnął mnie za rękę, przerywając miłe i w moim mniemaniu romantyczne chwile.
- Dobry wieczór panu. - przywitała się Bogna.
- Chodź Kinga tańczyć. Noc taka młoda jeszcze zdążysz się nagadać.
- Ale.
Broniłam się jak mogłam by zostać. Jednak Bogna była bardzo silna jak na kobietę jej postury, chociaż nie należała do największych.
Widać pozory mylą.
- No chodź, nie każ się ciągnąć.
- Dobra już idę.
- To też właściwie pójdę z chęcią się przekonam jak panie tańczą.
- O i to mi się podoba. Zapraszamy pana do kółeczka. - stwierdziła rozentuzjazmowana Bogna tym pewniejsza, że miała już lekko w czubie. No cóż nie samą poezją człowiek żyje.
Tańczyłam z dziewczynami, próbując nie mylić kroków. Co jakiś czas cichaczem, spoglądając na pana magistra, który akurat rozmawiał z innym nieco starszym od siebie wykładowca.
Chciałam kontynuować naszą wcześniejszą rozmowę, jednakże obecnie nie było to możliwe, pozostało mi jedynie cieszyć się tym że mogę spoglądać na niego nieco dłużej niż podczas zajęć.
- Czyżbym zakochiwała się w wykładowcy. Nie to niemożliwe. Nie dla mnie? A może jednak. Pytałam samą siebie, w odpowiedzi czując jedynie nagłe poczucie ciepła w sercu, gdy tylko mój wykładowca się do mnie uśmiechał .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz