poniedziałek, 29 października 2018

365 powodów, by zostać. Rozdział 4.

Znamy się dłuższy czas.
Lecz, wciąż nie wiesz.
Jak ciebie mi brak.
Może kiedyś zdołam wyznać.
Jak bardzo Cię kocham.
Zdołam wyrazić.
Uczucia skrywane od lat.
Miłość, to uczucie.
Które każdy z nas potrzebuję.
Nawet jeśli nie potrafi się przyznać.
Do tego, co czuję.
Moje serce.
Wciąż jest na miłość otwarte.
Bo ona najczęściej.
Dodaję mi siłę.

Jak co dzień. Siedziałam na facebooku, przeglądając tablicę i pisząc z Bogną. Gdy nagle otrzymałam od Mateusza, jednego z kolegów z roku zaproszenie na wernisaż fotografii. Miałam już zbyć zaproszenie i zamknąć powiadomienie, gdy nagle coś mnie natchnęło, by sprawdzić kto się na nie wybiera, okazało się, że Szymon we własnej osobie, też na nim będzie. Natychmiast zaparło mi dech. Gdy tylko przestało mi się kręcić w głowie i mogłam na nowo złapać oddech wcisnęłam odpowiedź wezmę udział. Nie mogłam stracić tak dogodnej okazji, by go zobaczyć, nie planowałam nic poważnego czy niecnego. Tylko po prostu chciałam go zobaczyć i spędzić z nim trochę czasu, tak zwyczajnie poza uczelnią.
Gdy nadszedł upragniony wieczór i nareszcie miałam go spotkać. Nie mogłam się zdecydować w co się ubrać. Znalezienie właściwego stroju nie było łatwe, bo przez leki trochę przytyłam. W końcu natrafiłam na czerwoną sukienkę, w którą na własne szczęście się zamieściłam.
- Jest - powiedziałam sama do siebie uradowana swoją zdobyczą.  Pobiegłam szybko, by się przebrać i umalować. Już byłam spóźniona i miałam tylko nadzieję, że mój książę jeszcze trochę poczeka. W końcu ja czekałam na niego całe życie.

Zdyszana i jednocześnie podekscytowana zatrzymałam się przed drzwiami do lokalu w którym miał się odbyć wernisaż. Przylizałam włosy, wytarłam usta dla pewności czy nie są brudne, nie były. Przygładziłam sukienkę i weszłam do środka, już oddychając nieco spokojniej. W środku było dużo osób, jednak choć bardzo mi na tym zależało nigdzie nie mogłam dostrzec Szymona.
Zawiedziona już miałam wyjść, gdy drzwi się otworzyły, a za nimi pojawił się mój książę uśmiechając się szerzej niż dotychczas.
Znów przygładziłam sukienkę i odgarnęłam włosy. Nie mogłam się powstrzymać. Chciałam wyglądać jak najlepiej specjalnie dla niego.
Podszedł do mnie natychmiast, cały czas się uśmiechając.
- Dobry wieczór pani Kingo.
- Dobry wieczór Panie magistrze.
- Widzę, że znów się spotykamy. Chyba los nam sprzyja.
- Wierzy pan w przeznaczenie?
- Czasami. Gdy daję nam wyraźne znaki.
- A jakie znaki daję nam dzisiaj?
- Tego niestety nie mogę powiedzieć, by nie zapeszyć. Mogę tylko się przyznać, ze dzisiaj, tym bardziej chciałbym mówić pani po imieniu.
Ja także bym tego chciała.
- Wiem. I mam nadzieję, ze doczekamy się tej chwili. A teraz już chodźmy, by na nas nie czekali.
Weszliśmy do środka, jak zawsze Szymon przepuścił mnie w drzwiach bym weszła jako pierwsza. Po czym podał mi kieliszek wina stojący na stoliku obok. Chociaż nie byliśmy para traktował mnie cały czas jak damę. I mogłam poczuć jakby to było gdybyśmy byli razem, pragnąc tego jeszcze bardziej.
Przechodziliśmy po sali, przystając czasami, by przyjrzeć się lepiej poszczególnym zdjęciom i wówczas tym mocniej czułam drżenie w sercu i w żołądku, które na przemian wywoływało radość i euforię, aż po ból i strach, że ten wieczór kiedyś będzie musiał się skończyć. I ten moment nadszedł po północy, pożegnaliśmy się i nadeszła pora by wrócić do domu, oddać pantofelki i na powrót stać się zwykłą, nikomu nie znaną dziewczyną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz