poniedziałek, 29 października 2018

Na dłużej, niż na zawsze. Rozdział 5 i 6.

-  Ja otworzę- woła Klara ze swego pokoju, po czym zbiega radośnie po schodach. Jednak gdy tylko dowiaduje się, kto czeka po drugiej stronie natychmiast uśmiech z jej twarzy znika. -  Co za licho, cię tu sprowadza? - pyta bez ceregieli, zawiedziona, że to akurat Stefan ją odwiedził.
-   Wybacz, że Cię nachodzę, ale przyniosłem ci kwiaty- wyznaję Stefan, wciąż zaskoczony jej otwartością.
-   Nie potrzebuję tych badyli. Ponownych oświadczyn, także. Weź mi pan daj święty spokój.
-   Ale..
-   Do widzenia- przerywa mu Klara, zamykając mu drzwi przed nosem. - I dobrze zrobiłam, nie będzie mi tu jakiś fircyk w zalotach panoszył się w życiu. O nie. - stwierdza sama do siebie, zadowolona, że tak sprawnie go spławiła.

-  Ale dzisiaj piękny dzień, dziś na pewno nikt mi humoru nie popsuje.- myśli Klara, siedząc na ławce w kościele tuz obok mamy, błogo się do siebie uśmiechając.
   - Dzień dobry. Jaka miła niespodzianka.
-    A jednak popsuł- mówi Klara do siebie na widok Stefana- zależy dla kogo dodaje z przekąsem na głos, patrząc wciąż przed siebie.
-   Klaro? - woła Jadwiga, by upomnieć córkę i w ten sposób ściągając na siebie wzrok zebranych w kościele.
-   No, co ja? To nie moja wina. Tylko tego pana.
-   Wybacz Stefanie jej zachowanie. Naprawdę nie wiem, co w nią wstąpiło.
-   Nic,  nie szkodzi. Ja się szybko nie obrażam.
-   A powinieneś.
-   Klaro?
-   No, co? Już się nic nie można odezwać?
-   Można, ale nie tak.
-   Przepraszam drogie panie. Miłego dnia. I mam nadzieje, ze bede mial wkrótce okazję zobaczyć panie ponownie. Moje uszanowanie.
-   I krzyż na drogę, dorzuca jeszcze dziewczyna swoje trzy grosze na koniec.
-   Klaro, błagam Cię. Nie przy ludziach.
-   No, co? - pyta, oglądając się ze smutkiem za siebie. I w głębi żałując, że Stefan już odszedł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz