- Ja otworzę- woła Klara ze swego pokoju, po czym zbiega radośnie po schodach. Jednak gdy tylko dowiaduje się, kto czeka po drugiej stronie natychmiast uśmiech z jej twarzy znika. - Co za licho, cię tu
sprowadza? - pyta bez ceregieli, zawiedziona, że to akurat Stefan ją odwiedził.
- Wybacz, że Cię nachodzę, ale przyniosłem ci kwiaty- wyznaję Stefan, wciąż zaskoczony jej otwartością.
- Nie potrzebuję tych badyli. Ponownych oświadczyn, także. Weź mi pan daj święty spokój.
- Ale..
- Do widzenia- przerywa mu Klara, zamykając mu drzwi przed nosem. - I dobrze zrobiłam, nie będzie mi tu jakiś fircyk w zalotach panoszył się w życiu. O nie. - stwierdza sama do siebie, zadowolona, że tak sprawnie go spławiła.
- Ale dzisiaj piękny dzień, dziś na pewno nikt mi humoru nie popsuje.- myśli Klara, siedząc na ławce w kościele tuz obok mamy, błogo się do siebie uśmiechając.
- Dzień dobry. Jaka miła niespodzianka.
- A jednak popsuł- mówi Klara do siebie na widok Stefana- zależy dla kogo dodaje z przekąsem na głos, patrząc wciąż przed siebie.
- Klaro? - woła Jadwiga, by upomnieć córkę i w ten sposób ściągając na siebie wzrok zebranych w kościele.
- No, co ja? To nie moja wina. Tylko tego pana.
- Wybacz Stefanie jej zachowanie. Naprawdę nie wiem, co w nią wstąpiło.
- Nic, nie szkodzi. Ja się szybko nie obrażam.
- A powinieneś.
- Klaro?
- No, co? Już się nic nie można odezwać?
- Można, ale nie tak.
- Przepraszam drogie panie. Miłego dnia. I mam nadzieje, ze bede mial wkrótce okazję zobaczyć panie ponownie. Moje uszanowanie.
- I krzyż na drogę, dorzuca jeszcze dziewczyna swoje trzy grosze na koniec.
- Klaro, błagam Cię. Nie przy ludziach.
- No, co? - pyta, oglądając się ze smutkiem za siebie. I w głębi żałując, że Stefan już odszedł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz