niedziela, 25 kwietnia 2021

To, nie zbrodnia cie kochac.

 Rozdział 3.

Byłam pewna, że znam to miejsce.

Ściany, obrazy, lustra.

Tak znałam to miejsce, jednak wyglądało inaczej, niż w mojej pamięci.

Zapewne tak wyglądało za czasów swojej świetności.

Stałam sama w sali balowej, zachwycając się jej pięknem.

Marmurowe ściany w kolorze kości słoniowej i wiszące na nich lustra, ogromny fortepian 

naprzeciwko mnie i kryształowy żyrandol wiszący u sufitu, zapewne u każdego wywołałyby 

zachwyt, jednak ja czułam coś jeszcze, niepokój, wywołujący dreszcze, przechodzące po 

moim ciele, spowodowany przeczuciem, że w ogóle nie powinno mnie tu być, jednakże 

nawet strach nie był w stanie skłonić mnie do odejścia. Postanowiłam zostać.

Poczułam czyjś oddech na swoich plecach i przeszył mnie dreszcz.

Powoli odwróciłam się za Siebie i natychmiast lęk zniknął, ustępując miejsca, 

bezgranicznemu szczęściu, wdzięczności i nieprzemijającej miłości.

Przede mną znów stał mój ukochany, taki jakim go zapamiętałam, kochałam i na którego 

czekałam.

– Jesteś – wyszeptałam.

– Jestem i już nigdzie nie odejdę – odpowiedział, uśmiechając się szeroko.

Wyciągnął do mnie rękę, na znak, abym do Niego podeszła.

Bez sprzeciwu zbliżyłam się, tak jak zechciał, wówczas mocno uścisnął mnie w pasie, a 

dłonią drugiej ręki objął moją dłoń. Zaczęliśmy tańczyć, gdy przy fortepianie znikąd, 

niespodziewanie pojawił się mężczyzna, który zaczął na nim grać. Z wiszących na ścianach 

luster wyszły pary, aby dołączyć do nas w walcu. Nareszcie byłam szczęśliwa, uśmiechałam 

się do Eryka, całkowicie mu się poddając i pozwalając, by mnie prowadził, nie tylko w

tańcu, ale i przez życie.

Po chwili muzyka ucichła, Eryk ukłonił się, skłądając na mojej dłoni czuły pocałunek.

– Chciałabym, aby ta chwila mogła trwać wiecznie – wyszeptałam, tonąc z zachwytem 

w jego objęciach.

– Ja również, bardzo bym tego chciał, niestety teraz muszę już odejść- stwierdził, tak 

po prostu, odsuwając mnie od Siebie i tym samym odtrącając mnie po raz kolejny.

Nie może mnie znów opuścić. Nie po tym, co razem przeżyliśmy. - powiedziałam w 

myślach, czując jak świat ponownie wali Mi się pod nogami.

Nie zdołam przeżyć naszego rozstania po raz drugi. Nie gdy zostawia Mnie w ten sposób –

pomyślałam z niezbitą pewnością, że tym razem nie przetrwam rozstania.

Chwyciłam go za rękę, ratując się na siłę, nie chcąc pozwolić mu odejść, lecz moje próby w 

niczym Mi nie pomogły, był zbyt silny, bym mogła Go przy sobie zatrzymać, wyrwał się z 

mojego uścisku i odszedł, wciąż się do mnie uśmiechając, a wraz z nim opustoszała także 

cała sala jak z bajki, zniknęły meble i tańczący kochankowie, stałam sama, wśród zgliszczy 

patrząc na obdrapane ściany i zniszczone drzwi.

 Po chwili, oprzytomniałam, zrozumiałam, że tym razem nie mogę się poddać, otworzyłam 

z rozmachem drzwi, wybiegłam na korytarz, a następnie na zewnątrz.

Wiatr wiał mi prosto w twarz, kaleczyły mnie kolce róż, kwitnących po obu stronach alei, 

wręcz zagradzały mi przejście, jakby chciały mnie pochłonąć i pochować żywcem, tym 

samym na wieki odgradząjąc Mnie od słońca. Pomimo ran zadawanych przez kolce i 

duszących łez, szłam przed siebie, bez przerwy, chwytając powietrze.

Pomimo ciemności i zimna, nie zamierzałam zrezygnować, nie chciałam zawrócić, bo 

wiedziałam, że mam zbyt wiele do stracenia.

Nie bacząc na nic, podążałam przed siebie, szukając w ciemności Eryka.

 Nierówna walka dobiegła końca, gdy Zahaczyłam o coś nogą, potknęłam się i upadłam. 

Wysunęłam rękę, aby się podnieść i wówczas trafiłam na coś zimniego, znajdującego się 

tuż przede mną. Wyczułam jakiś przedmiot i rozpoznałam za pomocą dotyku kontury czyjeś 

twarzy. Była przeraźliwie zimna, wręcz twarda i obca, nie jak twarz żyjącej osoby.

Zniżyłam dłoń i wyczułam dziurę, w miejscu, gdzie zazwyczaj usytuowane jest serce. 

Teraz to miejsce było puste.

Dostrzegłam z oddali światło, które stawało się coraz wyraźniejsze, wraz z upływającym 

czasem.

Ucieszyłam się, że ktoś zbliża się do mnie i natychmiast zamarłam w uśmiechu, gdy 

okazało się, że to Mojra. Skierowała światło na leżący obok mnie przedmiot i okazało się, 

że to rzeźba, wyglądająca zupełnie jak mój Eryk, tylko bez serca.

 - Mój ukochany – powiedziałam, dotykając ze łzami w oczach, jego bladej, kamiennej 

twarzy i przykładając głowę do jego pustej klatki piersiowej.

– Zobacz sama, co uczyniła Twoja miłość i gdzie jest twój ukochany.

– On nigdy już nie będzie Twój. - stwierdziła Mojra bez litości.

Obudziłam się, ocierając łzy.

– To nie prawda, to nie moja wina – stwierdziłam, usilnie próbując przekonać samą 

siebie, że to prawda.

Byłam bezradna i samotna.

Pewna jedynie tego, że nie mam, już na co czekać, nie mam już nic do stracenia.

Rozdział 3.

Nadeszła kolejna noc. Wiedzialam, że będę mogła, go zobaczyć tylko przez chwilę. 

Dotknąć jedynie przez moment, tylko po to, by po chwili, jeszcze silniej odczuć ból 

rozstania. Zdając sobie z tego sprawę, postanowiłam zasnąć. Zamknęłam oczy.

Po chwili wyczekiwania, znów przeniosłam się w dobrze mi znane miejsce, tylko tym 

razem nad staw. Od razu dostrzegłam z oddali Eryka, nie musiałam Go długo szukać.

Stał przy przeciwnym brzegu, wyciągając swoją dłoń w moim kierunku. Krok za krokiem, 

zbliżałam się do jeziora, po czym zanurzyłam stopy w odmętach zimnej wody.

Niestrudzona, gotowa na wszystko, byle tylko znów z nim być. Gdy już byłam pośrodku 

stawu, z głębin wody wysunęły się czyjeś ręce, chwytające mnie wpół.

Im bardziej szamotałam się, próując się ratować, tym bardziej ściągały Mnie w dół, nie 

pozwalając mi iść dalej. Walczyłam, starając się dotrzeć do Eryka, jednak ściskające Mnie 

topielice były zbyt silne. Zanyrzyłam się w ciemnych wody odmętach. Utonęłam, jednak 

nie umarłam, tylko obudziłam się po chwili w swoim łóżku. Cała mokra i zziębnieta.

A w uszach, wciąż pobrzmiewały mi śmiech i słowa Mojry. - ,,On nigdy już nie będzie 

twój.”


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz